01-04-2020, 01:22 PM
Pocztówkowy szał
Każdy z nas ich pięćset miał
Zamiast nowej pary jeans
Ciekaw jestem, kto z młodego pokolenia w ogóle kojarzy, o czym w zacytowanych powyżej wersach „Autobiografii” śpiewa grupa Perfect? Dla ułatwienia dodam, że na pewno nie chodzi tu o kolekcję widokówek. No to o co? O socjalistyczny „wynalazek” – pocztówki dźwiękowe. Był to prostokątny lub kwadratowy kawałek tworzywa lub cienka warstwa tworzywa na podkładzie papierowym, z wytłoczonym rowkiem analogowego zapisu dźwięku. Nie miałem wprawdzie nigdy pięciuset, ale kilka dotrwało do obecnych czasów.
Na początek typowy „pirat”... zaraz, zaraz: jaki „pirat”? Ustawa o prawie autorskim w kształcie znanym dzisiaj wtedy nie obowiązywała, a istniejącymi prawami, zwłaszcza „zgniłych kapitalistów” z Zachodu, nikt się nie przejmował. Nagrywało się i sprzedawało co kto chciał, powinienem więc chyba użyć obowiązującego wówczas określenia „prywatna inicjatywa”.
Ze względu na niewystarczającą sztywność do odtworzenia takiej pocztówki potrzebna była „podkładka” – zwykła płyta położona na talerz gramofonu. Ciekawostką „płyty” na zdjęciu jest użyty przez producenta papierowy podkład. To jest papier do okładania podręczników i zeszytów szkolnych, jaki kiedyś można było kupić w każdym sklepie papierniczym. Takie to były „technologie”. A otwory z lewej strony? Kiedyś sobie wymyśliłem, żeby takie pocztówki przechowywać w zwykłym segregatorze.
Jakość dźwięku z pocztówek dźwiękowych nie powalała na kolana. Prymitywna technologia, wyeksploatowane maszyny a często i jakość materiału wyjściowego, którym bywały nagrania z Radia Luksemburg, powodowały, że pasmo częstotliwości było raczej „telefoniczne”. Poza tym niska jakość winylu, czy czort jeden wie czego właściwie, była źródłem znacznych szumów i trzasków. Kto by się jednak wówczas tym przejmował? Ważne że „grało” i było tanie!
Państwowe wytwórnie też chciały odkroić dla siebie kawałek tortu i również produkowały pocztówki dźwiękowe.
Można by sądzić, że jakość dźwięku z takich płyt była lepsza niż z produkcji prywatnych, bo i źródła bardziej „oficjalne” i technologia inna. Rzecz jednak w tym, że na przykład wytwórnia Tonpress (jej pocztówka na zdjęciu) stosowała bardzo cienką warstwę tworzywa na podłożu z porowatego kartonu, co generowało bardzo duże szumy, zaś zbyt płytki rowek sprawiał, że pasmo dźwięku „falowało”. No cóż: to miało „jakoś” grać i być tanie. Takie były założenia.
Zdaję sobie sprawę, że powyższy opis może budzić niedosyt u kogoś, kto muzyki z pocztówki dźwiękowej nigdy nie słyszał. No bo co tak naprawdę znaczy w tym przypadku „szumy”, „pasmo” czy „jakość dźwięku”? Przygotowałem Wam zatem niespodziankę: sami posłuchajcie i poczujcie się przez chwilę jak w PRL-u.
Pocztówka 1
Pocztówka 2
A dlaczego takie krótkie fragmenty? No bo teraz już obowiązuje Ustawa o Prawie Autorskim, a ja nie chcę być pozywany do sądu za piractwo.
Każdy z nas ich pięćset miał
Zamiast nowej pary jeans
Ciekaw jestem, kto z młodego pokolenia w ogóle kojarzy, o czym w zacytowanych powyżej wersach „Autobiografii” śpiewa grupa Perfect? Dla ułatwienia dodam, że na pewno nie chodzi tu o kolekcję widokówek. No to o co? O socjalistyczny „wynalazek” – pocztówki dźwiękowe. Był to prostokątny lub kwadratowy kawałek tworzywa lub cienka warstwa tworzywa na podkładzie papierowym, z wytłoczonym rowkiem analogowego zapisu dźwięku. Nie miałem wprawdzie nigdy pięciuset, ale kilka dotrwało do obecnych czasów.
Na początek typowy „pirat”... zaraz, zaraz: jaki „pirat”? Ustawa o prawie autorskim w kształcie znanym dzisiaj wtedy nie obowiązywała, a istniejącymi prawami, zwłaszcza „zgniłych kapitalistów” z Zachodu, nikt się nie przejmował. Nagrywało się i sprzedawało co kto chciał, powinienem więc chyba użyć obowiązującego wówczas określenia „prywatna inicjatywa”.
Ze względu na niewystarczającą sztywność do odtworzenia takiej pocztówki potrzebna była „podkładka” – zwykła płyta położona na talerz gramofonu. Ciekawostką „płyty” na zdjęciu jest użyty przez producenta papierowy podkład. To jest papier do okładania podręczników i zeszytów szkolnych, jaki kiedyś można było kupić w każdym sklepie papierniczym. Takie to były „technologie”. A otwory z lewej strony? Kiedyś sobie wymyśliłem, żeby takie pocztówki przechowywać w zwykłym segregatorze.
Jakość dźwięku z pocztówek dźwiękowych nie powalała na kolana. Prymitywna technologia, wyeksploatowane maszyny a często i jakość materiału wyjściowego, którym bywały nagrania z Radia Luksemburg, powodowały, że pasmo częstotliwości było raczej „telefoniczne”. Poza tym niska jakość winylu, czy czort jeden wie czego właściwie, była źródłem znacznych szumów i trzasków. Kto by się jednak wówczas tym przejmował? Ważne że „grało” i było tanie!
Państwowe wytwórnie też chciały odkroić dla siebie kawałek tortu i również produkowały pocztówki dźwiękowe.
Można by sądzić, że jakość dźwięku z takich płyt była lepsza niż z produkcji prywatnych, bo i źródła bardziej „oficjalne” i technologia inna. Rzecz jednak w tym, że na przykład wytwórnia Tonpress (jej pocztówka na zdjęciu) stosowała bardzo cienką warstwę tworzywa na podłożu z porowatego kartonu, co generowało bardzo duże szumy, zaś zbyt płytki rowek sprawiał, że pasmo dźwięku „falowało”. No cóż: to miało „jakoś” grać i być tanie. Takie były założenia.
Zdaję sobie sprawę, że powyższy opis może budzić niedosyt u kogoś, kto muzyki z pocztówki dźwiękowej nigdy nie słyszał. No bo co tak naprawdę znaczy w tym przypadku „szumy”, „pasmo” czy „jakość dźwięku”? Przygotowałem Wam zatem niespodziankę: sami posłuchajcie i poczujcie się przez chwilę jak w PRL-u.
Pocztówka 1
Pocztówka 2
A dlaczego takie krótkie fragmenty? No bo teraz już obowiązuje Ustawa o Prawie Autorskim, a ja nie chcę być pozywany do sądu za piractwo.